piątek, 31 lipca 2015

Rozdział 5 " Chciał cie zobaczyć."

Nie spała już od piątej. Zdążyła się rozpakować. Teraz była w trakcie smażenia naleśników. Myślała o wczorajszym spotkaniu z Conor'em. Z jednej strony cieszyła się, że go spotkała, a z drugiej skoro spotkała jego mogła spotkać, też Ross'a. Nie była pewna, czy mogłaby mu wybaczyć. Fakt minęło sporo czasu, ale jak mawiają zły dotyk boli przez całe życie. Chociaż po próbie gwałtu, postanowiła, że się nauczy bronić. W tym celu zapisała się na kurs samoobrony. Skoro potrafi się sama obronić, nic już jej nie zaskoczy...
-Laura!! - krzyknął ktoś z boku, że aż dziewczyna podrzuciła naleśnikiem. Ten z kolei przykleił się do okna.
-Conor jak ty?! Co ty tu..?!
-Weszłem sobie...-wzruszył ramionami.
-Wszedłeś... - poprawiła go.
-Ty jakaś głucha jesteś? Dokładnie to samo powiedziałem chwile temu. - pacnął się w czoło.
-Tak... Dokładnie to samo... Po co "przyszłeś "? - zaśmiała się Laura, jednak Conor jakoś nie zrozumiał.
-Mówiłem, że przyjdę ci pomóc.
-A.... Tak. Ale już sama sobie poradziłam, dziękuję. - powiedziała miło dziewczyna i wzięła się za odklejanie naleśnika z szyby. Gdy już zdjęła naleśnika z okna, ponownie się przeraziła.
-Co on tu robi?! - spytała przerażona.
-Chciał cie zobaczyć. Lau... Daj mu szansę. Był piany.
-Ale...on...
-To mój przyjaciel... Zmienił się od kiedy wyjechałaś.
-Jak to? - zdziwiła się.
-Sama go zapytaj. - powiedział i zanim zdążyła zareagować, Conor otworzył okno.
-STARY! WBIJAJ NA CHATE! - krzyknął do Ross'a stojącego na podjeździe.
-Conor! Nie zapomniałeś o czymś? - spytała brunetka zakładając ręce.
-A tak... LAURA ROBI NALEŚNIKI!!

Siedzieli całą trójką w salonie dziewczyny. Panowała niezręczna cisza.
Każdy był zajęty. Laura patrzyła na swoje buty, Conor wystukiwał rytm na swoich kolanach, a Ross wodził wzrokiem po salonie. Od czasu do czasu zerkał na Lau.
-Dobra... Dobrze wiecie, że nie lubię ciszy, a zwłaszcza niezręcznej... Więc... Lau. Co teraz zamierzasz?- spytał Conor.
-Cco? - spytała zdezorientowana.
-Masz już dom. Co teraz? Studia... Praca... Rodzina...
-Praca...raczej tak.
-Masz już gdzie?
-No właśnie będę dopiero szukać.
-O! Tak się składa, że Ross... Założył firmę, w która wspomaga innych. I przypadkiem, jego sekretarka nie przyszła do pracy... Co ty na to?-uśmiechnął się szeroko. Ross siedział z wybałuszonymi oczami. Denerwował się. Chciał, żeby przyjęła jego prace. Tak bardzo tego chciał.
-Ale.... Czekaj. Jak to nie przyszła? - spytał zdziwiona.
-Nie wiem czemu... Napewno nie dlatego, że powiedziałem, że Ross zapłodnił małpe i razem mają piątkę dzieci...
-Co? - zdziwił się dotychczas milczący Ross. - mówiłeś, że zaciążyła i się zwolniła, bo mogła się stresować...
-Tia... - zawahał się Con.- wiesz... Mama dzwoniła musze iść na obiad pa.
-Przecież twoja mama mieszka w Nowym Jorku! - krzykneli równocześnie Ross i Laura. Spojrzali się na sb i odwrócili wzrok.
-Chcesz... Chcesz jeszcze herbaty?-powiedziała niepewnie.
-Nie... Dziękuję... - powiedział miło. Cała jego pewność siebie, którą miał pod dostatkiem na codzień, przy Laurze uleciała natychmiastowo.
-Okey... - powiedziała cicho.
-Posłuchaj... Naprawdę chce, żebyś przyjęła moją ofertę.
-Ale...
-Ja wiem... Wiem co zrobiłem.... A raczej co chciałem zrobić... Serio przepraszam... Nie chce, żebyś się mnie bała. Ja... Ja się zmieniłem, przyrzekam. Mam własną firmę, przestałem rozrabiać.... Sypiać z kim popadnie... - to ostatnie powiedział pod nosem.
-No, ale...
-Proszę... Obiecaj, że to przemyślisz.. - powiedział i spojrzał jej w oczy. Jego spojrzenie wręcz paliło jej skórę. Cały on sprawiał, że miękkła. Przez te lata zrobiła się bardziej postawny, włosy mu urosły, a jego rysy twarzy były jeszcze bardziej idealne.
-Dobrze przemyśle to... Ale nie myśl, że tak łatwo zapomnę o tym co się stało. - odprowadziła go do drzwi. - Jedno przepraszam nie sprawi, że będzie dobrze.

_____________________________
Kolejny rozdział! Yey! Macie swojego Ross'a. Według was:
-czy Laura powinna przyjąć prace u Ross'a?
-czy mu wybaczy?

Zapraszam do komentowania. I moje pytanie... Ten kto ma snapchat pewnie widział pewnego snapa spod prysznica :d
Jak go zobaczyłam to mi się ręce trzęsły.. Xd

Komentujcie, motywujcie = Pandy na was liczą! :*

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 4 cz. II " Nie nic... Ładny stanik."

-Co jest Laura? Nie cieszysz się, że mnie widzisz? - spytał wyraźnie zasmucony.
-Nie... Znaczy ciesze się... Po prostu... Tak jakoś.. Em... - zacinała się przy nim. Nie mogła skleić sensownego zdania.
-Hej... Dasz się zaprosić na jakieś ciacho? - spytał słodko.
-Ciacho to się z ciebie zrobiło... - powiedziała, ale potem na jej policzki wpłynął rumieniec -  serio to powiedziałam? - dodała po chwili.
-Hah... Lau... Bo się zarumienie.. - zaśmiał się chłopak. -  ty też się zmieniłaś... Masz proste włosy... Super! - uśmiechnął się życzliwie.
-A twoje włosy jak zawsze nie uczesane.. - zaśmiała się.
-Nie, nie uczesane... To artystyczny nie ład - zarzucił grzywką.
-No tak racja - znowu się zaśmiała.
-To jak będzie? Wyskoczymy gdzieś?
-No jasne - uśmiechnęła się.

Ich spotkanie było zupełnie spontanicznie, a jakże udane. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Co robili przez te lata, czy im się powodzi i inne rzeczy. Wygłupiali się w parku, chlapali wodą w fontanny, a czasem poprostu rozmawiali na ławce.
-No i teraz właśnie szukam mieszkania... - Laura kończyła swoją opowieść.
-To nie źle... A tak przy okazji... to... Chciałem cie przeprosić...za tamto- blondyn spuścił głowę. Było mu wstyd za tamten incydent. To wszystko jego wina.
-Hej... Już dobrze... Już dawno Ci wybaczyłam -uśmiechnęła się miło.
-No i za to, że Cię w ogóle porwaliśmy... To było głupie... Przepraszam....
-Już dobrze. Zapomnijmy o tym... - przytuliła go. Mocno. Zdziwiony po chwili oddał gest. Jakże przyjemny gest. W jego brzuchu zrodziło się tysiące motyli, a te motyle urządziły sobie karnawał.
-Tęskniłem za Tobą.
-Ja za Tobą też.

Kupili sobie lody. On czekoladowe, a ona cytrynowe.
Chłopak chciał spróbować jak smakuje czekolada cytrynowa, więc wziął i swojego loda docisnął do loda Laury. Niestety nie przewidział, że lód może spać na chodnik.
-Ej...! - dziewczyna zrobiła minę szczeniaczka.
-Ups? - uśmiechnął się słodko. Brunetka wskoczyła mu na ręce, przy czym i jego lód upadł.
-Za karę nieś mnie do fontanny.
-No dobra. - doniósł ją do fontanny i "przypadkiem" wrzucił do wody.
-Ty mendo jedna!!
-No co? Nie moja wina, że mi się wyślizgnęłaś - na jego twarzy zagościł szelmowski uśmiech.
-Co się tak szczerzysz?
-Nie nic... Ładny stanik.
-Co?! - spojrzała w dół. Tia... Czyli to nie był dobry pomysł, żeby ubierać różowy stanik i białą bokserke. Ale skąd mogła wiedzieć, że jakiś pacan ją w rzuci do fontanny? - ygh! Spadaj! - wstała i wyszła z wody.
-Oj kochanie... A co z naszymi dziećmi?
-Pff... Zabieram je ze sobą... Jeszcze je wrzucisz do fontanny...
-Ale one będą tęsknić za tatą... Laura! Czekaj!
Ludzie przechodzący obok kiwali głową z rozbawieniem. W końcu to nie codzienny widok. Cała mokra dziewczyna, która szła z uniesioną dumnie głową i chłopak, który szedł za nią i ją przepraszał.
-Przepraszam! Wróć do nas. Dzieci tęsknią. Nie radzę sobie. Nawet nie umiem im pomidorówki ugotować. - "zapłakał"
-HA! Nie umiesz zrobić pomidorowki?! - zaśmiała się.
-Kochanie! Już się nie gniewasz? - tuli ją mocno.
-Jasne, że nie - zaśmiała się.

Przyszedł czas, żeby wrócić do domu. Stali pod jej nowym domem.
-To chyba czas się pożegnać - uśmiechnął się niemrawo.
-Tak... Ale hej... Wiesz, że gdzie mieszkam... Zawsze możesz wpaść.
-Dzięki... Napewno wpadnę... Jutro przyjdę i ci pomogę się rozpakować, albo przesunę ci kanapę, albo pomaluje ścianę czyli wszystkie męskie sprawy, których ty nie zrobisz, bo jesteś panną. - uśmiechnął się na koniec.
-Ty chyba dawno nie dostałeś w twarz, co?
-Wiesz... Już jakieś dwa miesiące nie dostałem po buzi.
-Dobra dobra - zaśmiała się- możemy to naprawić, chcesz?
-Hah... Nie dzięki... To pa Lau...
-Pa Conor...-pocałowała go w policzek i weszła do mieszkania. Od razu skierowała się do swojej sypialni.

___________________________________

Hym Hym Hym! Czyżby Conor?! Ha! Wszyscy myśleli, że to Ross! A ty proszę! Hahaha
Wiem, że rozdział miał być wcześniej, ale byłam trochę zabiegana :d
Dzięki ci Lex! Chyba poznajesz fontannę :d
Mam nadzieje, że się nie gniewasz i nie bd mi grozić...
Ludzie ona mi grozi!
Zgłoście to gdzieś :d
Dobra lecę robić naleśniki :*

Dobre pandy komentują!! :*

Rozdział 4 cz. I " Ah, to powietrze..."

3 lata. Minęły 3 lata odkąd Laura opuściła chłopców. Ogólnie wyjechała z miasta. Po tym co Ross jej zrobił... Nie potrafiła na niego spojrzeć. Bała się. Z Conor'em też nie utrzymywała kontaktów. Jednak dziś postanowiła wrócić do Los Angeles. Sama nie wiedziała czemu.
Właśnie wysiadła z samolotu w L.A.
Ah, to powietrze...
Przez internet znalazła odpowiedni dom dla siebie. Przed te 3 lata ciężko pracowała, więc mogła sobie pozwolić na własny dom.

Szła właśnie ulicą. Podziwiała uroki tego miasta. Miasto aniołów... Tu nigdy nie pada deszcz, a jak pada to krótko... Piaszczyste plaże, przemili ludzie.. No prawie... Jej myśli znowu zeszły na pewnego blondyna. Zgadza się przez te 3 lata nie zapomniała. Może to był jej powód, by wrócić. Ale po co? Nagle go nie spotka na ulicy. A jeśli tak to co mu powie?
Hej, to ja Laura. Ta co chciałeś ją zgwałcić.. Śmieszne...
Jej przemyślenia przerwał upadek.
-Au...! Co jest? - spytała samą siebie.
-No sorry...! Lau? - spytał czyjś męski głos. Podniosła głowę. Blond włosy... Te oczy.. Rysy twarzy...
-O nie...

___________________________________

Cz. I rozdziału. Tak wiem. Dawno mnie tu nie było...ale. Pisałam całymi dniami z Kinią i Olą i Patii... I dały mi taką wene po tym, że szok...
Cz. II będzie jeszcze dzisiaj. A tą wstawiam, żebyście mi napisali... Kogo waszym zdaniem spotkała Lau i co powinna zrobić w Los Angeles :*
Komentujcie :*
Panda patrzy Panda robi! :*

czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 3 "Wy wszyscy pochodzicie od homo sapiens!!"

Siedziała na parapecie i przyglądała się jak dzieci idą do szkoły. Była smutna. Od kilku tygodni nie rozmawiała z rodziną i z przyjaciółką. Siedząc myślała o ostatnich dniach. Polubiła Ross'a. Wie, że Ross nie jest zły. Próbuje być, ale nie wiadomo dlaczego...
Siedziała, aż do jej pokoju doszedł śmiech. Śmiech Ross'a i kogoś jeszcze. Z ciekawości wychyliła głowę. Zobaczyła Ross'a i jakąś blondyne. Blondynka ubrana była w bardzo krótką sukienkę. Zaś na twarzy mnóstwo tapety. Laura poczuła ukłucie w sercu. Poczuła zazdrość... Nie wiedziała dlaczego jest zazdrosna. W tamtej chwili to nie miało znaczenia. Chciała tylko coś z tym zrobić. Wyszła z pokoju pewnym krokiem.
-Cześć Rossy. - puściła mu oczko. Chłopak ze zdziwienia zachowaniem Laury przestał obmacywać swoją "koleżankę".
-A ty to...? - spytała piskliwym głosem blondi.
-Oh, spokojnie. Ja tu tylko mieszkam. Znaczy wiesz... Zostałam porwana. Więc nic mnie z nim nie łączy. - powiedziała z jadem w głosie, że Ross'a przeszedł dreszcz.
-Tia.... A ja jestem Britney. - podała jej rękę jak jakaś dama, żeby ktoś pocałował jej dłoń. Laura natomiast zaśmiała się i przybiła jej żółwika.
-To... Gdzie kupujesz ubrania? W lombardzie? - zaśmiała się Brittney.
-Chciałaś powiedzieć w lumpeksie... tępa dzido. - ostatnie zdanie powiedziała pod nosem, jednak blondynka i tak to usłyszała. - O! Oo... Ooohoho... Nie! Nie będziesz mie tutaj tego! Co ty se myślisz, że ten teges, że co?! Rossy! Rossy ona nie będzie mnie ten... Ten tego. Albo ona stąd wyjdzie, albo ja ten tego.
Jednak Ross nic nie powiedział. Jedynie zagryzł warge, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-Może lepiej już idź, Britney. - powiedział Ross po chwili.
-Co?! Oh! Dobrze! Więc wyjdę! Ale nie myślcie sobie, że ten tego! Ja tu jeszcze ten.... no wrócę! O! Britney wychodzi! - krzyknęła na cały dom i skierowała się do wyjścia z domu. W tym czasie na korytarzu pojawił się Connor. Zobaczył wściekłą blondynkę. Zsunął okulary przeciwsłoneczne na nos i spojrzał na nią.
-No hej mała...-powiedział "uwodzicielskim" głosem i puścił jej oczko.
-Spieprzaj cieciu! Wy wszyscy pochodzicie od homo sapiens!! - krzyknęła jeszcze raz i wyszła trzaskając drzwiami.
Ross i Laura szczerze się zaśmiali. Tylko biednemu Connor'owi nie było do śmiechu.
-Ja nie jestem cieciem... Nawet nie wiem co to znaczy... - "zapłakał". Laura przestała się śmiać i podeszła do chłopaka.
-Oczywiście, że nie jesteś. - powiedziała i dała mu całusa w policzek, poczym pokicała do swojego pokoju.
Ross w tym czasie był zajęty mordowaniem Connor'a wzoriem.
-No co? - spytał Connor trzymając się za policzek.
-Gówno!
-Masz na twarzy!
-I cie parzy!
-Spadaj!
-Sam się zbadaj... Cieciu - odpowiedział na koniec. Connor zszokowany, aż zakrył usta dłonią. Ross po chwili zrozumiał co powiedział.- Stary...ja naprawdę nie chcia... - LAURA!! A Ross mnie wyzywa!!

Siedziała właśnie w swoim pokoju. Znowu. Czytała książkę "Gwiazd naszych wina" . Znowu. Był wieczór. Znowu. I tak od miesiąca. W sumie. Przyzwyczaiła się do tych gości. Connor'a traktuje jak brata. A Ross... Cały czas ją podrywa. Lecz ona jest niedostępna. Ross dla niej jest żałosny. Ale tylko na zewnątrz. W środku cieszy się jak małe dzidcko. W głębi serca Ross nie jest jej obojętny. Ja to wiem. Wy to wiecie. I ona o tym wie, tylko nie chce się przyznać.
Siedziała i czytała po raz setny książkę o cudownej miłości. Była sama w domu, chłopcy gdzieś poszli. Chyba do klubu... Jak zawsze w sobotnie wieczory. Znaczy nie zawsze. Co dwa tygodnie mniej więcej.
W całym domu panowała cisza, gdy nagle usłyszała dźwięk zamykanych drzwi. Czyli chłopaki przyszli. Wystraszona upuściła książkę. Wstała i nachyliła się, a wtedy do pokoju wszedł Ross. Pijany Ross.
-Ooo... Laurka... Mmm.. Czek.. Czekałaś na mnie....? Mm... Już.. Już jestem.. Kotku... - i podszedł do niej i złapał ją za biodra.
-Ross idź ode mnie. Jebie od ciebie alkoholem. - zatkała nos.
-Ale ty jesteś śliczna...taka... Mrau. Sexy...
-A ty jesteś pijany...wyjdź. - powiedziała spokojnie.
-Wyjdę... z ciebie jak skończymy się bzykać. - powiedział i szybko do niej podszedł zaczął zdzierać z niej ubrania, a biedna Laura musiała się z nim szarpać. Nie miała już siły. Dała mu mocno z liścia, aż wygiął się w pół. Chwycił się za czerwony policzek.
-Au... Za co?!
-Ty się jeszcze pytasz?! Wyjdź! Nie chcę Cię widzieć! Nienawidzę cie! - wypchnęła go za drzwi i podsunęła komodę pod nie, żeby Ross nie wszedł.
Rozpłakała się. Ross mógł ją zgwałcić. Zawiodła się. Sama nie wiedziała, czego się po nim można spodziewać, ale się zawiodła.
Postanowiła zadzwonić po Connor'a.
-Odbierz. Kurwa. Odbierz! - mówiła zapłakana do telefonu.
-Cześć, tu Conor...
-Connor! Słuchaj gdzie jesteś? Ross chciał...
-Nie mogę teraz rozmawiać, nagraj się...
-Super! - krzyknęła i zapłakana wtuliła się w poduszkę.

___________________________________

No witam xd
Żebyście mi nie marudzili.
Macie rozdział.
I popsułam!
Na życzenie!
Ha!
Dobra...
To....
Co? Dobijemy do 20 komentarzy? :D

Żegnam ciepło. Pa :*

piątek, 29 maja 2015

Rozdział 2 " Jesteś zwykłą szmatą!"

Minęły dwa tygodnie, a Laura cały czas jest z Ross'em i Conor'em. Przez ten czas Ross stara się zaimponować Lau. Stara się ją zaciągnąć do łóżka, lecz z marnym skutkiem. Krótko mówiąc, zbywa go.
-Stary, co ja mam z nią zrobić. Inne to po 15 minutach byłyby u mnie w łóżku, a ona? - powiedział Ross do Connor'a.
-Ona jest mądrzejsza od wszystkich tych twoich panienek. Powinna wziąść cie rozkochać i cie rzucić. - powiedział Conor popijając piwo.
-Dziękuję przyjacielu. - rzekł sarkastycznie. Do salonu weszła właśnie Laura.
-Chłopaki, no! Kiedy bd mogła wrócić do domu? - spytała patrząc na nich.
-Em... Nigdy?
-Dlaczego? Do czego jestem wam potrzebna?! - krzyknęła brunetka.
-Kochanie.... - zaczął i chciał podejść do dziewczyny, ale ta się szybko odsunęła, na co chłopak ciężko westchnął. - Jesteś nam bardzo potrzebna.
-Nie wiem do czego... - prychnęła - Ja porostu chce gdzieś wyjść. Od dwóch tygodni jestem tu zamknięta. - spojrzała na Ross'a, a w końcikach jej oczu zebrały się łzy. Blondyn poruszył się nerwowo. Conor już dawno się ulotnił z salonu.
-Dobra. Chodź. Jedziemy. - powiedział krótko, obojętnie, chłodno. Laura patrzyła zdziwiona na chłopaka. - No co?! Chcesz gdzieś iść czy nie? - warknął i wziął kluczyki od samochodu. - czekam w samochodzie.

Jechali w ciszy. Bardzo nie przyjemnej ciszy. Laura nie chciała się odezwać pierwsza, gdyż najzwyczajniej się bała. Ross również nie chciał nic powiedzieć, bo co by powiedział? Po chwili przełamał się.
-To gdzie chcesz jechać?- spytał spokojnie, jednak wciąż obojętnie.
-Ja... Sama nie wiem. Poprostu nie chciałam już tam dłużej być zamknięta rozumiesz? - spytała cicho. Chłopak pokiwał lekko głową w zamyśleniu. Nagle telefon Laury zaczął wibrować. Dzwonił Dylan. Znowu. Od kilku dni dzwonił po parę razy dziennie. Za każdym razem odrzuca połączenie. Tym razem chciała z nim pogadać, ale...
-Nie odbieraj. - powiedział stanowczo. Brunetka z zawahaniem cofnęła rękę.

Szli przez centrum miasta. Znowu ta nie przyjemna cisza. Laura miała jej dość. Stanęła przed Ross'em. Chłopak miał odwróconą głowę w bok, ale szybko spojrzał przed siebie, a raczej na swój tors. To tam poczuł małą dłoń dziewczyny.
-Nie chce takiej atmosfery między nami. Wiem, że zostałam porwana. Wiem, że to dziwne, że się nie boję. I wiem też, że wcale nie chcesz taki być. - powiedziała patrząc mu w oczy.
-A skąd ty możesz wiedzieć jaki chce być. Mi jest dobrze tak jak jest. Jestem nie zależny od wszystkiego i wszystkich. Mam od chuja lasek...
-... A żadna z nich nie ma ciebie? - przerwała mu Laura.
-Dokładnie. A ty możesz dołączyć do tych lasek. - powiedział z zadziornym uśmieszkiem. Podszedł do niej i położył jej ręce na biodrach. Brunetka uśmiechnęła się przebiegle. Położyła mu ręce na tors. Nie daleko jego serca, które teraz biło nieco szybciej.
-Tylko jest mały problem. - powiedziała zmysłowym głosem.
-Jaki? - uśmiechnął się.
-Ja się...SZANUJE!! - krzyknęła na koniec.
-Au...-wyrwała się z jego uścisku i szybkim krokiem szła przed siebie. Nagle na kogoś wpadła.
-Laura?
-Dylan! - rzuciła mu się na szyję.
-Już dobrze. Kochanie, gdzie byłaś? Dlaczego nie odbierałaś?
-Ja... - zaczęła, lecz podszedł do nich Ross. Przytulił ją od tyłu i położył głowę na jej ramieniu.
-Tu jesteś skarbie. Szukałem cie. - pocałował ją w policzek.
-To dlatego nie odbierałaś! - krzyknął Dylan.
-Nie... To nie tak!
-Byłaś zajęta swoim nowym kochasiem. Jesteś zwykłą szmatą! Wykorzystałaś mnie!-krzyknął i wziął zamach by uderzyć dziewczynę. Laura szykowała się na ból i odruchowo zamknęła oczy, jednak nic nie poczuła. Otworzyła oczy. Zobaczyła jak Ross trzyma rękę Dylana w stalowym uścisku.
-Chciałeś uderzyc moją dziewczynę?!
-Ja...
-Wiesz kim ja jestem?!
-Rrross Lynch. - wydusił Dylan.
-Wiesz co ci zrobię jak się do niej zbliżysz?!
-Ja tylko...
-Zamknij się!!- krzyknął i przyciągnął do siebie bruneta za koszule. - masz szczęście, że ona tu jest. Nie chce, żeby zobaczyła tak straszny widok, jak Twoja zmasakrowana buźka. A teraz spierdalaj! - rzucił brunetem o ziemię. Jeszcze nabuzowany odwrócił się do Laury. Miała łzy i strach w oczach. Podszedł do niej. Chwycił jej twarz w dłonie i oparł swoje czoło o jej czoło.
-Nie pozwolę cie skrzywdzić. Nie dam cie nikomu skrzywdzi.
-Proszę... Wracajmy do domu.

Weszli do domu.
-No siema. Co tam? Jak tam smak wolności? - spytał wesoło Conor i trącił Lau łokciem. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Podeszła do Ross'a.
-Dziękuję Ci. - szepnęła i pocałowała go w policzek, po czym szybko uciekła do siebie.
Ross z rozszerzonymi źrenicami złapał się za policzek. Wciąż trzymając się za polik chciał usiąść na kanapie. Niestety nadal będąc w szoku nie wycelował i spadł na podłogę.

___________________________________

Witam! Jak pewnie widzicie nie ma już Jools tylko Van. Nie pytajcie dlaczego... Poprostu :*
A teraz! Czas na mały szantaż!
10 komentarzy i kolejny rozdział. Ale, ale! Jednak osoba jeden komentarz.
Znaczy możecie komentować ile chcecie. Chodzi o osoby. Rozumiecie mnie wgl? Xd
Dobra. Koniec na dzisiaj.

Van bez odbioru :*

czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 1 "Szkoda by było takiej ślicznotki"

Laura szła właśnie na spotkanie, a raczej na randkę z jej chłopakiem Dylan'em. Ubrana z czerwoną, opinającą sukienkę do połowy ud wyglądała seksownie. Szła właśnie przez jedną z ciemnych uliczek Los Angeles. Za plecami usłyszała jakiś hałas. Odwróciła się, ale nic nie zobaczyła. Wzruszyła ramionami i poszła dalej. Nagle "szklana ściana" rozbiła się na milion kryształków, a przed nią upadł jakiś mężczyzna. Oszołomiona nie wiedziała co się właśnie stało. Chciała właśnie uklęknąć przy nim, lecz powstrzymał ją głos.
-Nie dotykaj go! - ujrzała drugą postać. Szybko się wyprostowała. Chłopak w kapturze podszedł do nieprzytomnego mężczyzny. Dopiero teraz Laura zauważyła, że miałem ręku jakąś torbę, którą podniósł tajemniczy chłopak. Właśnie się chciała odwrócić i odejść do Dylana, ale została szarpnięta. Stała teraz przed nim. Zarejestrowała tylko tyle, że jest wysoki i dobrze zbudowany.
-Za dużo widziałaś. - powiedział. Nim Laura zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, ponownie została szarpnięta. Usadowił ją na miejscu pasażera w czarnym BMW i zapiął jej pasy. Odziwo Laura nie czuła strachu. Wręcz przeciwnie. Czuła, że ten chłopak jej nic nie zrobi.
Usiadł za kierownicą i zdjął kaptur. W końcu mogła go zobaczyć. Miał rozrzucone, blond włosy i czekoladowe oczy. Jego idealne rysy twarzy były dla Laury... Cóż... Idealne. "Nawet Dylan nie był tak przystojny" przeszło jej przez myśl.
-Em... - wydusiła z siebie.
-Zawsze tak dużo gadasz? - spytał odpalając silnik.
-Ja... porostu... Nie wiem co się teraz dzieje. Kim ty jesteś? I co z tamtym kolesiem? I czemu tu siedzę?
-Eh... Jestem Ross Lynch. Tamten koleś odwalił kite. A ja cie zabieram. Za dużo wiedziałaś. - między nimi zapadła cisza. - A ty jak masz na imię? - spytał spoglądając na nią.
-Laura. Laura Marano.- odpowiedziała cicho. - zabijesz mnie? - spytała nagle. Chłopak uśmiechnął się pod nosem.
-Nie... Nie jestem potworem.... Dobra. Może czasami. Szkoda by było takiej ślicznotki. - powiedział, a brunetka jak na zawołanie się zarumieniła. - zabiorę cie do mnie. Mieszkam jeszcze z dwójką kumpli.
-Ale... Ja nie rozumiem. Do czego wam jestem potrzebna?
-No... Jakby ci to... Przyda nam się... kobieca ręka? Nie wiem. Poprostu.
-Ale...ja muszę wrócić. Miałam mieć randkę z moim chłopakiem. - powiedziała.
-Ehh... Jak bd grzeczna to...
-... Będę mogła wrócić do domu? - przerwała ucieszona.
-To JA zabiorę cie na randkę. Możemy mieć nawet całą noc dla siebie - mruknął uwodzicielsko, na co ta prychnęła.
-Ale ja czegoś też nie rozumiem. - spojrzał na nią, by sprawdzić czy go słucha - inne laski na twoim miejscu by krzyczały, płakały, a ty... Nic. Zero.
-Sama nie wiem. Mam wrażenie, że Ty nie chcesz mnie skrzywdzić. - powiedziała na luzie.
-Chodź. Już jesteśmy. - odpowiedział obojętnie. Laure to trochę zdziwiło. W końcu wysiedli z auta i stanęli przed willą.

-----------------------------------

No dobra! Jak mówiłam pierwszy rozdział. Może jest trochę krótki, no ale jest już dawno po dobranocce także...
I mam nadzieje, że się podobał. Zachęcam do komentowania :*.

Pa :*

Prolog

Laura Marano - piękna brunetka z błyskiem w oku. Jako 19 latka żyje pełnią życia. Do czasu, aż ktoś stanie jej na drodze....

Ross Lynch - 19 letni, przystojny blondyn. Stara się grać twardego bad boy'a. Natomiast ona odkryje jego prawdziwe oblicze...

___________________________________

Tak wiem... Znowu ona...
Ale tak. Założyłam nowego bloga. Tamte na razie zawieszam. Kiedyś do nich wrócę. Napewno! A tym czasem radujcie się prologiem. Rozdział może jeszcze dzisiaj.

Do zobaczenia pandy! :*